Zielonooka pewnym krokiem mijała napotkanych przez siebie mugoli. Znajdowała się na dworcu Kings Cross.
No, po prostu pięknie...
Pomyślała płomiennowłosa zerkając na zegarek, który otrzymała na 13 urodziny.
Jaszcze 25 minut.
Po prostu CUDOWNIE!! Że, też akurat dzisiaj nie było korków... Ech... Świat zawsze człowiekowi na przekór...
Narzekała.
Po kilku minutach była na peronie przeznaczonym dla Czarodziei... Peronie 9 i 3/4. Była bardzo smutna, a w jej zawsze wypełnionych iskrami szczęściach, zielonych oczach tym razem było widać ból. Omiotła wzrokiem peron. Nie znajdowało się tam wiele osób. Była tylko ona i grupka starszych czarodziei licząca czterech członków... Peron świecił pustkami. Stwierdziła, że zajmie wolny przedział. Zasłoniła zasłony i osunęła się po zimnej ścianie. Pozwoliła sobie na chwilę słabości.
Rodzice zawsze byli przy Gryfonce. Zawsze byli przy najważniejszych wydarzeniach. Byli najważniejszą cząstką jej życia. No, właśnie BYLI.
Lily nie miała żalu o to, że pojechali do szpitala z Petunią. Miała wrażenie, że wszyscy oddalają się od niej każdego dnia, każdy... W szczególności rodzice. Każdy, prócz jej przyjaciółek Dorcas Meadowes i Annabeth Shadow. Były wspaniałe... Choć cała trójka różniła się od siebie praktycznie wszystkim... Nawet wyglądem.
Dor, była boginią. DOSŁOWNIE. Nie tylko była zabójczo piękną kobietą, ale była też zadziorną czarownicą, to Ona broniła całej paczki Gryfonek. Posiadała bardzo ładną, kobiecą talię i długie nogi. Jej twarz była niczym z porcelany, miała idealne rysy. Mężczyźni zahipnotyzowani jej dużymi, czarnymi oczami i pełnymi ustami, które zazwyczaj pomalowane były krwistoczerwoną szminką, ślinili się do niej, jak Pettigrew do jego ukochanych żab w czekoladzie, które tak często adorował. Była charyzmatyczna, pewna siebie. Zadziorna dziewczyna potrafiła wprawić w osłupienie każdego. Ann, była zupełnie inna. Nieśmiała, kochająca malować, urocza, mądra, wesoła... To zdecydowany opis panny Shadow. Niska blondyneczka o Niebieskich jak najczystsze niebo oczach i pełnych, malinowych ustach o, również zgrabnej i kobiecej tali... Tak, to były jej przyjaciółki, a Evansówna... Ruda Furia... Tak, ją zwano pośród uczniów Hogwartu. Jak młoda Gryfonka się zdenerwuję to... UCIEKAJ. Byle szybko. Pod żadnym pozorem nie wchodź jej w drogę... Była ładną, kobietką o rudawych włosach i szmaragdowych oczach, która bardzo dobrze się uczyła. Nic specjalnego, jednak razem tworzyły mieszankę wybuchową.
Teraz, tylko One mi zostały... One i ten przeklęty Potter... Ughh... Jak ja go nie na widzę! Jest okropny! Dziecinny, cyniczny, arogancki Dupek!
Lecz, panna Evans musiała przyznać, że choć trochę Huncwotów polubiła...
Wspomnienie Lily Evans...
-Potter, puść go w tej chwili ! - krzyczała.
Co za bałwan jak On mógł tak, ośmieszyć Severusa?!
-Słyszałeś!? - powtórzyła.
-Ech... Niech Ci będzie, kochanie...
-Nie kochaniuj mi tutaj Potter bo jak matkę kocham, twoja Cię nie pozna!
- Spokojnie Evans... James... Puść już go, bo Lily zaraz Cię zabije. - wtrącił się Remus.
-Ech... Smarkeusie masz szczęście, że Lila tutaj jest. - powiedział po czym MAŁO delikatnie go opuścił.
Wszyscy odchodzili już, gdy nagle usłyszeli okropne słowa z ust ślizgona.
- Pff... Nie potrzebuję pomocy takiej nic nie wartej Szlamy jak Ona.
Ciarki przeszły rudowłosą na wspomnienie o Snape, a kolejne dzisiejszego dnia łzy spłynęły po jej policzkach...
Lily nie zwracając uwagi na otoczenie i resztę świata, szła. Tak, po prostu szła. Tam gdzie ją nogi poniosą, bo na oczy, zdać się nie mogła gdyż, obraz był cały zamglony. Wodospady wylewały się z jej ślepi i spływały z jej policzków na trawę Hogwardzkich błoni...
Se... Sev...
Jego imię w tym smutnym momencie jej życia było tak ciężkie do wypowiedzenia, nawet w bezpiecznej krainie myśli...
*
Po bliżej nie określonym czasie, gdy już ochłonęła i mogła nareszcie używać swoich oczu w innym celu, niż do płaczu. Omiotła wzrokiem polanę na której się znajdowała... Blask pełni księżyca oświetlał trochę, miejsce w którym, się znalazła. Mała polana otoczona drzewami których, gałęzie wyglądały jak szpony które, tylko pragną aby ją dorwać. Ciche wycie, stukanie, mrucznie w oddali tutejszych zwierząt i stworów usilnie przekonywały Gryfonkę, że powinna opuścić to miejsce w tępię natychmiastowym. Po środku tej jakże, ,,Uroczej" polanki stał wielki konar dębu na którym, ruda postanowiła usiąść.
Gdzie... Gdzie ja jestem?
Zapytała samą siebie. Nie rozpoznawała zupełnie nic. Było tu strasznie. To, na pewno wiedziała.
Ciemno tu trochę.
Obmacała swoje kieszenie w celu znalezienia magicznego patyka i wypowiedzenia zaklęcia ,,Lumos". Niestety, jej starania poszły na marne...
O cholera... Gdzie ta różdżka.. Kurwa... Nie, nie, nie...
Gryfonka oddychała ciężko... Jakoś wizja o byciu bezbronnym w zapomnianych przez wszystko co przyjazne albo, chociaż neutralne zakątkach Zakazanego Lasu nie była zachęcająca...
Po chwili usłyszała...
Coś, szczeka?
I zamiast ujrzeć złych, strasznych potworów ujrzała czarnego psa z zadbanym futrem i czarnych jak noc ślepia wpatrzone właśnie w nią
-Co maluszku? Też, się zgubiłeś?
Pies spojrzał się na nią dość wściekle i obrócił się do niej tyłem. Nagle zza drzew wyszedł jeleń.
-Wspaniały...
Tylko to wydała z siebie owa Gryfonka... Określenie, było trafne. Miał piękne, duże poroże, czekoladowe oczy...
Te ślepia... Są, cudowne...
Powiedziała w myślach Gryfonka.
Nagle usłyszała przeraźliwe wycie...
- TO. NA. PEWNO. NIE. JEST. KOLEJNY. PIESEK.
To, co wyłoniło się z za drzew było straszne. Przypominało niedźwiedzia, ale i psa. Jego ostre pazury oraz kły nie świadczyły o przyjaznych zamiarach. Jego gigantyczne czerwone oczy wpatrywały się w jej niewinne, zielone tęczówki. Pies i jeleń stanęli między nią, a...
WILKOŁAK!
Bała się i to bardzo. Z tego co czytała nie może liczyć na łaskawość ze strony wrogiego zwierzęcia. Przyjazne zwierzyny jednak się nie bały. Stały przed wilkołakiem i broniły płomiennowłosej. Nie wiedząc kiedy, jej psi obrońca rzucił się na bestie natomiast jeleń raniąc ją dosyć mocno porożem zabrał na swój grzbiet zemdlała, a potem była tylko ciemność...
Gdy była smutna zawsze przypominała sobie oczy tego majestatycznego zwierzęcia, były piękne i hipnotyzujące i choć zdarzenie to miało miejsce pod koniec piątej klasy pamiętała je, jakby wszystko zdarzyło się przed sekundą. W pamięci najbardziej utkwiły jej czekoladowe ślepia, które już na pewno kiedyś widziała.
*
-Pamiętaj, pohamuj się przed koniecznością zawiadomienia mnie o twoim braku kultury i odpowiedzialności przez opiekunkę twojego domu... Profesor Dumbledore oszalał... Jak z ciebie... Z CIEBIE mój drogi SYNU mógł zrobić prefekta... W dodatku NACZELNEGO?!- zakończyła jego matka.
No... Sam nie wiem... Może, chciał mnie nauczyć odpowiedzialności.
Potter zaśmiał się z własnych przemyśleń.
Oj... Stary, dobry Dropsik... Zawsze, człowieka rozbawi nawet nie będąc tego świadom... Może przyjmiemy go do Huncwotów...
Młody James zaczął się poważnie się zastanawiać...
Po KRÓTKIM monologu swojej matki, żeby nie podpalił błoń jak to zrobił na roku czwartym, ani nie farbował brody Dropsa na wszystkie kolory tęczy tłumacząc się w ten o to sposób:
-Ale, mamo... No, bo ja z Huncwotami postanowiliśmy przeprowadzić udaną akcję... Myśmy mieli namyśli ,,Paradę Równości", bo Babka od Mugoloznastwa kazała zrobić kolorowy i ciekawy projekt o mugolach, a żeby pokazać to, że Hogwat jest tolerancyjny itd. to kolor brody Drop... Dyrektora... - szybko poprawił chłopak widząc wzrok matki. - farbneliśmy na kolor tęczy... I udekorowaliśmy nawet wielką sale w te barwy, a potem wykładzik na środku stoły Gryfindoru... A to, że ta kobieta jest Ruda z charakteru to wystawiła nam tylko Zadowalającego. Moim skromnym zdaniem zasłużyliśmy spokojnie na Wybitnego.
I tak właśnie po raz szósty żegnał się z matką przed początkiem roku szkolnego.
*
Po pewnym czasie gdy znów przyzwyczaił się do westchnień swoich fan klubów NCIS (Najseksowniejsze Ciasteczko i Szukający)... Nienawidził tej nazwy, ale druga była jeszcze gorsza SWHJJ (Seksiak Wśród Huncwotów Jest Jeden). SWHJJ rywalizował z SNBWH (Syriusz Najwspanialsze Bóstwo Wśród Huncowtów).
Ludzie, dajcie spokój... Kto wymyśla te porąbane nazwy?! Chociaż... NCIS nie jest takie złe... Przynajmniej lepsza niż to... Eee... To drugie jest za długie...
Rozmyślał po czym wszedł do jednego z czerwonych wagonów Hogwart Express. Szedł spokojnie pomiędzy przedziałami i rozglądał się spokojnie za Huncwotami, gdy jego uwagę przykuła drobna, ruda...
...Śliczna...
Gryfonka.
Bez chwili zastanowienia wszedł do przedziału.
Dziewczyna unisła głowę i wtedy zobaczył jej czerwone i zapuchnięte oczy.
-Jeśli to Smarkeus to znów wyśle go na przymusowe leczenie do Munga na miesiąc. - warknął groźnie, przypominając sytuacje z piątej klasy kiedy to Snape nazwał JEGO Lilusie Szlamą.
Gryfonka jednak nie wiedziała o co chodzi, gdyż uciekła do Zakazanego Lasu nie czekając na rozwój wydarzeń.
-Znowu? - zapytała zachrypiałym głosem Ruda.
-Ach, no tak ty nie wiesz... - po tych słowach pomógł jej wstać, gdyż siedziała pod oknem i razem usiedli na siedzeniach.
-A, więc po tych... - zatrzymał się na chwilkę usiłując odpowiednio ubrać zdanie w słowa... - po kluczowych słowach, gdy ty zaczęłaś iść ja... Rzuciłem się na tego Gnojka i zretuszowałem mu ten garbaty nos i mordę pełną pryszczy... - Gryfonka zaśmiała się, a On kontynuował. - Potem Syriusz wzniósł go w powietrze i... - tu zatrzymał się gdyż nie wiedział cóż powiedzieć... Po chwili Gryfonka dodała zachęcająco:
-Wyduś to wreszcie.
James nabrał w płuca bardzo dużo powietrza, lecz to nie On przemówił.
-Wykastrowaliśmy go. - w drzwiach przedziału stał jakby nigdy nic Syriusz.
-ŻE, CO?!?!
Jej szczęka z łaskotem opadła na ziemię.
-Zamknij dzióbek, Liluś.
-Zważaj sobie Potter! - krzyknęła Evansówna.
-Ej, to nie nasz pomysł. - wznosząc ręce do góry w geście obronnym. - To Dorcas wpadła na ten arcy świetny plan. Lekarze w Mungu próbowali coś z tym zrobić bo Dor... A, może lepiej już nie... - zrobił zniesmaczoną minę.
To było okropne, a na tym się nie skończyło...Dorcas błyskała pomysłami, aż w końcu wymyśliła...
---
CO wymyśliła... Jak obstawiacie? TO dopiero w następnym rozdziele.
NO, ale na dziś
Koniec Psot :-)
Szczerze? Nie mam pojęcia. Dorcas jest psychopatką. Już ją lubię. Całe życie szukam kogoś takiego, jak ja... warto było czekać. Może dlatego Lilka wybrała Potter'a? Bo miał coś, czego Sev mieć nie mógł...? Swoją drogą, ciekawe, co potem zrobili z Severusem i jego "przyjacielem"...
OdpowiedzUsuńStawiamy zakłady?
Ej, a jakby Harry, Ron albo Gin, wpadli na taki pomysł względem Malfoy'a? O kurde... brak potomków... ON by nie wytrzymał, a kto pomyślał o Hermionie, hmm? Czy ona się nie liczy? Chyba też ma prawo czerpać jakąś przyjemność z posiadania partnera, co?
Crookshanks
http//dramioneczujactwojdotyk.blogspot.com/